sobota, 8 października 2016

Najczęstsze błędy w rekonstrukcji vol. II

grudzień 12th, 2008


Dzisiaj kolejna część wytykania palcem. Na wstępie ważny disclaimer - wydaje mi się, że już o tym gdzieś pisałem, ale jeśli ktoś z Was posiada informacje dyskwalifikujące to, o czym piszę, niech je poda, a ja ustąpię ze swoich szańców wszechwiedzy. Nie jestem ekspertem z tytułem profesora, w swoich teoriach opieram się na tym, co przeczytałem, obejrzałem i wymyśliłem, a istnieją przecież rzeczy, do których nie dotarłem. Jeśli nie mam racji, nie będę się upierał.

Disclaimer drugi - ponieważ to jest blog (o tym też pisałem, zdaje się), a nie praca doktorska, nie chce mi się za każdym razem szukać i zamieszczać źródeł, na podstawie których wiem to, co wiem. Jeśli kogoś interesowałoby, skąd mam daną informację, niech da znać. Zresztą w ogóle moglibyście się bardziej udzielać, drodzy czytelnicy, wiem, że jest Was legion, bo mam w blogu sprytną wtyczkę informującą mnie o wejściach i przekierowaniach. Ba, wiem nawet, po jakich zapytaniach trafiacie do mnie z Googla…

A teraz konkret:


Skóry.
Dwa rodzaje, które nie nadają się do rekonstrukcji średniowiecznej, to dwoina i wszelkie skóry świńskie. Dwoinę łatwo poznać - to skóra nieposiadająca lica, czyli mechata z obu stron, z reguły wyprawiana chromowo (czyli szarawa, choć to nie jest reguła). Uzyskuje się ją z płata rozwarstwianego w płaszczyźnie poziomej - robi się to na specjalnej maszynie, więc, jak to się kolokwialnie mówi, z czym do czego. Co do skór świńskich natomiast - wg “Historii Kultury Materialnej” t.II - w Średniowieczu nie radzono sobie z garbowaniem świńskiej skóry. Z tego co zapamiętałem z różnych opracowań wykopalisk, faktycznie przeważały skóry cielęce, wołowe oraz zwierząt jeleniowatych. W Kołobrzegu znalazł się nawet fragment wyprawionej skóry psiej…

Tarcze.
Rzecz pierwsza: oklejanie. Tarcza MUSI być oklejona Z OBU STRON. Pozostawianie gołej sklejki upapranej butaprenem to ten sam poziom, co Glany Z Owijką, płaszcze z polaru i barbuty z przerobionych hełmów LWP. Najlepszym i najpoprawniejszym pokryciem jest gruba, sztywna skóra pergaminowa, gorszym (co nie znaczy, że niehistorycznym) len.

Rzecz druga: obijanie rantów skórą. Jest to błąd z gatunku “light”. W muzealnych zbiorach Europy zachowało się raptem może kilkadziesiąt tarcz, z czego w większości pawęży, toteż nie można powiedzieć kategorycznie “tego nie było”. Ale faktem jest, że żaden z zachowanych zabytków* nie ma rantu wzmacnianego grubą skórą. Wynikać to może z tego, moim zdaniem, że oryginały tarcz były przeznaczone do konfrontacji z bronią OSTRĄ. Przy ciosie ostrym mieczem/tasakiem/toporem w rant tarczy skórzane wzmocnienie nie robi aż takiej różnicy, jak przy naszych tępych płaskownikach. Poza tym porządna, nieoszukana tarcza była oklejana grubym, sztywnym pergaminem, najczęściej z obu stron, więc ranty posiadały wzmocnienie samoistne.

To akurat jest przypadek, w którym nie mogę powiedzieć “Źle robicie, poprawcie się”, bo w sumie cholera wie, czy jednak ktoś kryjąc tarczę lnem czy innym słabym materiałem nie dawał czegoś na ranty, nie jest to rzecz niewyobrażalna. Poza tym dochodzi tu też kwestia żywotności sprzętu, jak wszystkie kwestie praktyczne trudna do przeskoczenia. Ale generalnie na podstawie tego, co wiemy na pewno - ja bym z tymi bułami na rantach nie przesadzał. A jak już - maskujmy je jakoś, żeby nie było tego widać.

Rzecz trzecia: sposób mocowania imaczy. Wszystkie zachowane tarcze oraz wszystkie przedstawienia ikonograficzne wskazują, że właściwym sposobem trzymania tarczy (trójkąta) było trzymanie poziome pionowe, ostrym końcem do dołu, z przedramieniem w poprzek tarczy. Trzeba pamiętać, że tarcza taka była wyposażeniem jeźdźca (najczęściej) i musiał on mieć możliwość powodowania koniem. Przy uchwycie przedramieniem wzdłuż osi symetrii tarczy, byłoby to trudne. Do tego siedząc w siodle i trzymając tarczę pionowo, jak należy, po pierwsze dokładniej osłaniamy korpus, po drugie obłość tarczy sprawia, że uderzenie np kopią ma szansę zejść w bok. Przy trzymaniu tarczy wzdłuż przedramienia jej obłość kieruje ciosy akurat na szyję oraz brzuch, do tego odsłania dolne rejony ciała. To samo tyczy się tarcz kopijniczych, tak naprawdę.

Ogólnie wydaje mi się, że trzymanie tarczy wzdłuż, tak że ostry koniec stanowi przedłużenie ręki, to jakiś pomroczny wymysł rodem z jakiegoś fantasy, czy czasów tarcz z blachy 2mm. Może jeszcze sobie tam zróbcie okucie stalowe, albo kolce.**

Rzecz czwarta: malunki bezpośrednio na lnianej czy skórzanej okleinie. Malowaniem tarcz zajmowały się z reguły cechy malarzy; zachowane oryginały świadczą o tym, że przy malowaniu tarcz stosowano te same zasady, co przy obrazach - pod farby kładziono podkład, tzw gesso (mieszanina kleju skórnego, sproszkowanej kredy i bieli ołowiowej). Taki podkład wygładzano, szlifowano i dopiero na tym kładziono malunek. Wbrew pozorom nie jest to rzecz trudna, droga ani skomplikowana, można to spokojnie zrobić samemu w kuchni; gesso jest też bardzo wytrzymałe, nie łuszczy się, odpowiednio położone nie pęka, a przy uderzeniach odpada tylko w punkcie ciosu (a i to nie zawsze). Malunek na chropowatym lnie, choćby najładniejszy, zawsze wygląda jak ozdoba kostki gimnazjalisty…

W ogóle tarcze są w naszym odtwórstwie traktowane po macoszemu, każdy obszywa się w jedwabie, zamawia zbroje za grube tysiące, ale do osłony bierze formatkę sklejkową, dla niepoznaki oklejoną jakąś szmatą i maźniętą w jakiś prosty, pseudoherbowy wzorek. W tarczach nie rażą także nikogo niklowane śruby i cynkowane podkładki. Ciekawe.

*Żaden z tych, które widziałem, zaznaczam. Jeśli ktoś mi pokaże jakiś dowód, że jest inaczej, wszystko publicznie odszczekam.
**Owszem, jestem świadom, że w traktatach szermierczych z XV w. występują wąskie, podłużne tarcze trzymane wzdłuż, czasem nawet z kolcami, ale jednak nie o tym tu mówimy.

Puchate pikowańce pod bigwantami.
Coś, co ja nazywam “spodniami narciarskimi”. Z moich doświadczeń bojowych (chociaż od razu przyznaję, że nie jestem jakimś weteranem bohurtów), a także z obserwacji innych wynika, że pod bigwant wcale nie trzeba upychać czegoś o parametrach karimaty. Oprócz takiego argumentu subiektywnego, który łatwo można podważyć tekstem “Co ty tam wiesz”, mam dwa inne. Pierwszy to zachowane nogawice z XIV-XV w. (czy raczej ich zachowane zdjęcia z Bildindexu):




Jak widać, nie są to watolinowe ocieplacze wystające dołem niczym hipisowskie dzwony czy kapcie tej śmiesznej odmiany gołębia. Kilka przedstawień takich nogawic zostało nam także z ikonografii XV-wiecznej. Jest o tym kilka akapitów w “Medieval Military Costume” Gerry’ego Embletona - nie mam teraz skanów pod ręką, więc nie pokażę, ale to popularna pozycja, można sobie obejrzeć samemu.

Drugi argument to wszystkie zachowane zbroje kurzące się w muzeach - obejrzyjcie je sobie, a potem zadajcie pytanie - czy normalnie zbudowany człowiek zmieściłby watowaną kufajkę pod coś takiego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz