wtorek, 11 października 2016

De farbovanie natvralne

styczeń 9th, 2009

Ten wpis dedykuję wikingom z forum Halla.
Pomyślałem sobie, że skoro jestem już taki mądry i oczytany, i już się tą swoją mądrością dzielę, to wypada też poruszyć tematy bardziej praktyczne. Nawet napisałem już raz dokładną instrukcję, jak zrobić nitowaną kolczugę, ale potem się przestraszyłem represji lobby kolczużniczego i ją skasowałem. Jak się poczuję mocny, to napiszę jeszcze raz, kto wie, może nawet z ilustracjami.




Na razie więc poruszę temat mniej drażliwy, czyli farbowanie naturalne. Rzecz podstawowa - chcąc się za to brać, należy zakupić na Allegro książeczkę “Farbowanie barwnikami naturalnymi” Wery Tuszyńskiej. Jak sam tytuł wskazuje, jest to dokładna instrukcja z przepisami, choć jakość samego wydania pozostawia sporo do życzenia - absurdalnie w książce o kolorach nie ma kolorowych ilustracji, więc wszystkie przepisy brzmią np “aby uzyskać kolor czerwonawo-szarawy”. Ja osobiście mam problem z wyobrażeniem sobie nawet takiego koloru, więc pozostaje tylko eksperymentować.
Istnieje oczywiście szereg wydawnictw zagranicznych, angielskojęzycznych, ale raz, że sporo z tego to chłam, dwa, że są to rzeczy drogie - jeden z najlepszych podręczników, jaki mi polecali doświadczeni farbiarze, kosztuje kilkaset złotych, podczas gdy Tuszyńska - kilkanaście, więc wybór jest chyba prosty.

Rzecz kolejna - dostępność barwników. Zioła bardziej pospolite i mające zastosowanie w ziołolecznictwie, typu kora dębu, liście brzozy, kocanki, macierzanki itp można kupić w dowolnym sklepie zielarskim, chociaż z reguły sklep taki nie posiada na stanie ilości koniecznych do farbowania (typu 2kg, kiedy przeciętne opakowanie zawiera 150gr), więc trzeba je sobie z wyprzedzeniem zamawiać. Rzeczy niedostępne w sklepach zielarskich - typu np marzanna barwierska, potrzebna do koloru czerwonego i niebieskiego, a także kermes (czerwce), indygo czy rezeda (żeby wymienić tylko te najpopularniejsze w Średniowieczu, wg badań chromatograficznych Muzeum Londyńskiego i in.) trzeba już raczej sprowadzać z zagranicy. My zaopatrujemy się w firmie Kremer, wysyłkowo, ale jak ktoś mieszka w okolicach Krakowa, to mają tam oni swój sklep, do którego można się wybrać i poprzebierać.

Środki chemiczne potrzebne do barwienia, typu ałuny i inne, można nabyć również wysyłkowo i w przystępnej cenie w sklepie B&K Chemik. Ewentualnie, jak się komuś chce, można pochodzić po sklepach chemicznych w swojej okolicy, ale nam się to nie sprawdziło, odkąd POCH wprowadził ograniczenie sprzedaży tylko dla podmiotów gospodarczych.

O wełnie i jedwabiu rozpisywać się nie będę. Wszystkie przepisy dotyczące wełny znajdziecie w Tuszyńskiej, jedwab natomiast farbuje się tak samo i nie trzeba go w żaden specjalny sposób przygotowywać. Pamiętać tylko należy, że każdy materiał trochę inaczej przyjmuje barwnik - na jedwabiu np kolory wychodzą mocniejsze i jaskrawsze, na wełnie bardziej przytłumione, więc trzeba sobie poeksperymentować. My robimy tak, że do każdej nowej kąpieli wrzucamy skrawki różnych materiałów, zachowując je sobie na później jako próbki.

Co do lnu natomiast - ja używam przepisu otrzymanego od pewnej przemiłej pani z Białorusi.
Przyrządzamy sobie roztwór sody oczyszczonej w stężeniu 10g na 1l wody. Wody bierzemy tyle, żeby materiał się w niej ładnie schował. Całość stawiamy na małym ogniu i gotujemy przez ok 6h. Potem materiał wyciągamy, bardzo dokładnie płuczemy, żeby pozbyć się sody, i wrzucamy do gara czy beczki z miękką wodą (najlepiej deszczówką) na min. tydzień. Etap moczenia można pominąć, jeśli robimy np nitki, które nie będą bardzo widoczne i jak wyjdą trochę w łaty, to się nic nie stanie. Następnie tak namoczony materiał farbujemy wg przepisów dot. wełny.

Co do skuteczności tego przepisu - ja sobie robiłem wg niego nici lniane i kilka skrawków materiału na podszewki. Kolor wyszedł bardzo ładny, choć nie tak idealnie równomierny jak na wełnie czy jedwabiu, trudno mi orzec, czy to kwestia samego surowca, czy braku praktyki. Muszę jednak przyznać, że jeszcze nie używałem tak farbowanych materiałów na tyle długo, żeby zagwarantować ich trwałość. Zobaczymy po sezonie.

Inne przepisy znajdują się w receptularzu Zofii Brancewicz, specjalistki od tkactwa i farbowania naturalnego, wydanym przez Muzeum Podlaskie w Białymstoku.
1. Do kolorów ciemnych gotujemy przędzę w 2% roztworze sody kalcynowanej (2 dag sody na 1kg przędzy). Gotujemy 4-6 godzin, płuczemy.
2. Do kolorów jasnych przędzę “kremową”, czyli częściowo wybieloną, gotujemy w 6% roztworze sody kalcynowanej 45-60 min, następnie płuczemy najpierw gorącą, potem zimną wodą.
Brancewicz podaje także wiejskie sposoby bielenia lnu (czyli usuwania zanieczyszczeń), przy czym zaznacza, że jego pełne wybielenie powoduje 25% utraty masy.
Najpopularniejszy sposób to generalnie gorące kąpiele lnu z dodatkiem popiołu. Len kładziemy w naczyniu, posypujemy i przekładamy dokładnie popiołem z drzew liściastych (dowolnych, oprócz dębu, bo ten plami) i zalewamy wrzątkiem. Uprzednio można go wygotować. Zalany wrzątkiem len zostawiamy na całą noc, rano płuczemy i rozkładamy na słońcu.

Drugi sposób, bardziej hardkorowy:
Robimy rzadki rozczyn z mąki owsianej (1 garniec mąki na 4 wiadra letniej wody), stawiamy go w ciepłym miejscu i wkładamy len na 3 tygodnie. Potem przepieramy go kilka razy w ciepłej, czystej wodzie.

Dwóch ostatnich nie ruszałem, więc nie mam pojęcia, czy działają i jakie dają efekty.
Od siebie na zakończenie mogę jeszcze dodać, że farbowanie naturalne to czad. Po prostu. Kiedy się człowiek trochę w tym otrzaska, a nie jest przy tym daltonistą, materiały farbowane naturalnie będzie odróżniał na pierwszy rzut oka. To są zupełnie inne odcienie, ciepłota barw. Strój uszyty z takich materiałów wygląda jak rekonstrukcja, a nie jak kostium z teatralnej wypożyczalni, nawet jeśli jest uszyty z maszynowo tkanych materiałów - porównywałem sobie fakturę maszynowej i ręcznie tkanej wełny, i różnica nie jest bardzo duża. Jeśli wełna jest sama z siebie sfolowana, a potem filcuje się jeszcze bardziej w gorącej kąpieli farbiarskiej, splot tak naprawdę niknie i widać go tylko z bardzo bliska.

W następnym odcinku - jak zrobić nitowaną kolczugę. Jak się odważę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz