sobota, 15 października 2016

Bohurcie, bohurcie, cóżeś ty za pani…

lipiec 22nd, 2009

Byłem na Grunwaldzie. Na Grunwaldzie był bohurt, dla niepoznaki nazwany - wink-wink, nudge-nudge - “melee”. Skądinąd bezskutecznie - nikt się nie dał nabrać.


Bohurt - taki prawdziwy, krwisty, oglądałem tam po raz pierwszy. W sensie - po raz pierwszy świadomie. Zdarzało mi się obserwować takie zabawy za ciemnych czasów imperium, w początkach mojej zabawy w reenaktment, ale wtedy uważałem, że tak właśnie ta zabawa wygląda i jakoś nie zrobiło to na mnie wrażenia.

Teraz natomiast zrobiło ogromne. Przy czym - bardzo niejednoznaczne. Bo muszę powiedzieć wprost, niejako wbrew temu, co tu (i gdzie indziej) wypisywałem, że nawet mi się podobało. Ale nie wszystko, stąd ta niejednoznaczność.

Co mi się podobało? Po pierwsze, że napierdalanka i widowisko, emocje, kibicowanie (choć niepatriotyczne, kibicowałem Białorusinom, bo ujęli mnie lamelkami z kwasówki i hełmami, w których wyglądali jak wielkie sowy) i w ogóle - jak na meczu. Po drugie - patrząc na to można mieć złudzenie, że jest to w jakimś stopniu rekonstrukcja bitwy. No bo nikt nie markuje ciosów, nie uważa, żeby przeciwnikowi hełmu za dwa koła nie podrapać, a sędziowie nie banują buzdysiów.  Sam to bym się bał (przez 20 minut drużynówki, jak ją oglądałem, karetka interweniowała trzy razy), ale z pozycji obserwatora - widowisko przednie.

Ale, żeby te plusy nie przysłoniły nam tych minusów:
- Po pierwsze, niefajna jest zasada, że jak ktoś się przewróci, to już nie żyje i odpada. Zamiast się bić, koledzy bohurtowcy robią jakiegoś pinballa, rozpędzając się i taranując wzajemnie w celu obalenia. No panowie, do czegoś takiego to nie trzeba zakładać zbroi i brać topora, wystarczą ochraniacze do rugby. Jak już się przebieracie za rycerzy, to się bijcie, a nie popychajcie.
- Po drugie, kilka scen swoją brutalnością przyprawiło mnie o nieudawane mdłości. Na przykład ta, kiedy jakiś delikwent dwuręcznym mieczem zza głowy tłukł innego delikwenta w potylicę (od czego tamtemu krew z nosa poszła). Czy walenie buzdysiami pod kolana. To jest zabawa brutalna i tak dalej, oczywiście, ale takie zagrania to już dla mnie głupota/okrucieństwo. Nie wspominając już o tym, że za 5 lat ten trafiany w głowę będzie miał abonament u ortopedy albo neurologa.
- Po trzecie natomiast i najbardziej dla mnie bolesne - ja wiem, że w takiej zabawie sprzęt się szybko zużywa i nikt normalny nie zamówi blach na wysoki połysk u Lorifactora, ale czy wszyscy biorący w niej udział muszą wyglądać jak SKOŃCZENI SZMACIARZE? Nawet sobie taką zasadę na bieżąco, na trybunach ukuliśmy, że im ktoś gorzej wygląda, tym się lepiej bije - i wiecie co, nawet się to sprawdzało. Żona kumpla, pierwszy raz na bohurcie, rozejrzała się po zawodnikach i z niedowierzaniem spytała “Co to za uruk-haie?” Zbroje pordzewiałe, powiązane jakimiś sznurkami, niektóre tak paskudne, że chyba kupowane z allegrowych wyprzedaży płatnerskich wprawek… Przeszywki i wyściełania poprute, nieudolnie połatane, wyłażące, wystające… Jeden zawodnik, to nie żart, pod hełm zakładał WKŁAD Z GUMOFILCA, tyle że obcięty tu i tam, żeby otwór na twarz był. A wszystko to UPIERDOLONE JAK STÓŁ DURCZOKA. Panowie, to jest po prostu SYF Z GILEM. Zbroja nawet pogięta i ponaprawiana nie musi być obsrana rdzą - wystarczy ją po użyciu psiknąć silikonem w sprayu, a jak zajdzie - WD40. Wyściełanie hełmu, nawet z wiskozy, watoliny i gąbki z fotela może być uszyte ładnie i równo, a jak się spruje - porządnie zaszyte, a nie przyłapane fastrygą z dratwy. Nogawice pikowane nie muszą wyglądać jak rękawy od kufajki dziadka-palacza - można je uszyć tak, żeby pasowały do nogi, a nie wyłaziły wszystkimi otworami zbroi. Która składa się z dwóch połówek rury CO i nakolanka, co go kolega w garażu wyklepał w 2002 roku, jak miał jazdę na naukę płatnerstwa.

Przyglądając się Waszym zmaganiom, koledzy, zauważyłem JEDNEGO człowieka (nie znam), który wyglądał rzeczywiście porządnie - miał zbroję od kompletu, ładnie zrobioną, i tekstylia do tego takoż. Reszta - Isengard i pola Pelennoru.

Oglądając grunwaldzki bohurt usłyszałem z pola tekst, że za poprawność historyczną drużyn odpowiadają dowódcy. I chciałbym z tego miejsca z niedowierzaniem zapytać, przepraszam za wyrażenie - ŻE CO KURWA?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz