piątek, 7 października 2016

Najczęstsze błędy w rekonstrukcji vol. I

Zainspirował mnie wątek o tym tytule na forum FREHA, chociaż uważam, że rzucanie takiego tematu właśnie na forum branżowym to wsadzanie kija w mrowisko. Co innego blog - to jest poletko moje i tylko moje i mogę sobie wypisywać, co mi się żywnie podoba, ryzykując najwyżej tym, że wyjdę na zarozumiałego buca. Ale co mi tam.

Koniec wstępów, zacznijmy wyliczankę. Kolejność dowolna, jak mi do głowy przyszło. Disclaimer: będzie zjadliwie.


Niekompatybilność uzbrojenia ze strojem.
To mój konik, jak wiecie, już o tym wspominałem, teraz powtórzę. Jeśli nosi się pełną płytową zbroję z mosiężnymi zdobieniami, wypada mieć do tego jedwabie, pierścienie, naszyjniki i złocone okucia pochwy, a nie zgrzebny wełniany chałat, kaletkę i nożyk na rzemyku. Nie wspominając już o pasie rycerskim, którego znaczenie podkreśla się w opracowaniach i które bije z ikonografii, a który jest traktowany całkowicie po macoszemu. Czyli, mówiąc po ludzku, wszyscy mają to w pompie i nikt pasa rycerskiego nie nosi, choćby całą zbroję miał made in Churburg.

Kapelusze filcowe z odpadów kapeluszniczych.
Cienki, maszynowo produkowany filc wygląda zupełnie inaczej niż ręcznie ugniatany - jest cienki i maszynowo produkowany, po prostu. Nawet z daleka wygląda to, jakby ktoś zabrał kapelutek z babcinej szafy i trochę go poprzykrawał. I podwinął rondko z przodu, żeby przyszyć sobie badgesa.

Przedmioty wykonane byle jak, niestarannie i nieumiejętnie.
Tu się łapie cała gama gadżetów - od krzywo pogiętych, topornych blach, przez rozkłapciane buty, po brzydko uszyte stroje. W Średniowieczu wytwórcy byli jednak zawodowcami, specjalizowali się w swoim rzemiośle, pilnował tego gąszcz przepisów cechowych, a dowodem na to są znaleziska. Fakt - ludzie mieli wtedy nieco inne pojęcie o estetyce, ale pewne rzeczy, które nas uderzają jako niedoróbki, wynikały z faktu, że nie zależało im na symetrii itp. Stąd zbroje z otworami wierconymi “na oko” - ale za to pięknie wyprofilowane i wypolerowane. U nas za to królują bigwanty z okrąglutkimi nitami mierzonymi suwmiarką, za to o profilu “rynna” albo “pierwsze stadium słoniowacizny” - bo “płatnerzowi” w szkole wpojono podstawy geometrii, ale kucia zbroi już nie. A do tego wojskowe troki. Fuj.

Plemniory i czepce kolcze.
Niemal wszystkie zachowane basinety mają wzdłuż krawędzi otwory do przyszycia wyściółki. Oznacza to, że nie zakładano ich na puchaty kapturek z Allegro, tylko miały wyściółkę integralną, wszytą na stałe. Jest nawet nagrobek, na którym widać, jak to wyglądało od środka: tu i tu. Oczywiście to za mało, żeby stwierdzić na 100%, że robiono tylko tak, ale logika wskazuje, że jednak wyściółki hełmu i czepca były odrębne - choćby dlatego, że gdzieś na rancie basinetu od środka przymocowany jest pasek mocujący do naplecznika, wychodzący SPOD czepca (kolejna rzecz, której u nas nie uświadczysz, mimo licznych przedstawień w ikonografii). Do tego czepiec powinien być raczej przyszyty do wyściółki, na dole i wzdłuż krawędzi przy twarzy; całkowitą ryfą i porażką jest natomiast goła wyściółka bez czepca, bardzo popularna, nie wiedzieć czemu. I jeszcze jedno - skórzane mocowania czepców do hełmów. Zachowane oryginały, ikonografia i nagrobki wskazują, że były to wąskie paski skóry, a nie całe płaty oblepiajace pół dzwonu. Zresztą jak to wygląda, takie uszy, jeszcze ze sterczącymi antenkami rzemieni, pozawijanych w jakieś dziwaczne kłęby. No ludzie.

Nity i podkładki.
Rzecz pierwsza - nity z łebkami, podobne do dzisiejszych, stosowane były w miejscach dekoracyjnych - choćby dlatego, że każdy taki łebek trzeba było pracowicie samemu wybić. Nity mocujące blachy w oryginałach mają najczęściej po prostu rozklepane oba końce, żeby nie wypaść z otworu - tyczy się to również okuć pasków itp. Nity mocujące skórę albo materiał tekstylny mają płaskie, szerokie łebki - żadnych podkładek, czy to metalowych, czy skórzanych, to jest jakiś pomroczny wymysł wynikły z tego, że się “wytfurcom” nie chce posiedzieć przy kowadle i gwoździownicy, bo wygodniej jest kupić paczuszkę nitów z łebkami w sklepie. We wpisie o pokryciach zbroi zamieściłem sporo zdjęć, można sobie zobaczyć, jak to powinno wyglądać. Kolejna rzecz - nity mosiężne. Owszem, jest ich trochę, ale głównie w napierśnikach wystawnych krytych zbroi (Chalkis, Paryż), w postaci dekoracyjnych rozetek. No i w paskach oczywiście. Poza tym - w zbrojach i przedmiotach użytkowych przeważają jednak znacząco zwykłe nity stalowe. Czyli bierzemy fleksa i roznitowujemy blachy z mosiądzów, panowie rycerze.

Właściwie powyższe powinienem udokumentować zdjęciami zabytków, ale jak pomyślę, ile by to było ślęczenia, to mnie mrozi. Zresztą bez przesady, pofatygujcie się sami, zajrzyjcie do paru muzeów, poszukajcie w Internecie - wiecie już, czego szukać.

Na razie wystarczy, czekam na pogróżki i wyzwiska. Ale i tak ciąg dalszy nastąpi - opłaciłem serwer do października 2009, ha ha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz