marzec 27th, 2009
Niniejszy wpis nie jest żadnym z tych ostatnio obiecanych - natłok pracy z jednej strony i wir przygotowań do sezonu z drugiej przytłoczyły mnie dość skutecznie - ale widzę, że mi oglądalność spada, więc muszę coś rzucić na zachętę. I w sumie dobrze się składa, bo trafiłem ostatnio na pewną ciekawą rzecz.
Zainteresowałem się mianowicie mieczami - od pewnego czasu chodzi za mną coś lekkiego, poręcznego i jakiegoś takiego innego. Bajer jakiś, krótko mówiąc. Ale żeby był to bajer przemyślany i odpowiedni, zajrzałem do literatury. Na pierwszy ogień poszedł Oakeshott “Records of the Medieval sword”. Pozycja ładna i przydatna, ale w sumie skąpa i nijak nie przystająca do naszych realiów - praktycznie wszystkie tam opisane miecze to znaleziska i zabytki z Europy Zachodniej. Dlatego poszperałem trochę i trafiłem na dwie pozycje nam bliższe - M. Głosek, A. Nadolski “Miecze średniowieczne z ziem polskich” oraz rozwinięcie tej pracy, M. Głosek “Miecze środkowoeuropejskie z X-XV w.”.
Jak się okazało, dobrze zrobiłem. Jak bowiem piszą autorzy w pierwszym z tych opracowań:
(…)Godne uwagi jest, iż z licznych kategorii mieczów wyróżnionych w materiale europejskim, na ziemiach polskich występują tylko niektóre. Ich lista sprowadza się właściwie do pięciu typów (XII, XIII, XIIIa, XVIa, XVII), albowiem dalsze cztery reprezentowane są tylko przez jeden (typy: X, XVa) lub dwa egzemplarze (typ XI i XX). Z wielką dozą prawdopodobieństwa możemy uznać owe pięć typów za charakterystyczne dla Polski w XIII-XV wieku.
(…)Zastanawiający (…) jest fakt zupełnego braku na naszych ziemiach mieczów typu XIV i XV, współczesnych typom XIIIa, XVIa i XVII, dobrze przystosowanych do pchnięcia i używanych szczególnie często w krajach romańskich oraz w Anglii. Wskazywałoby to, że z dwóch wielkich prowincji, na jakie dzielą Europę łacińską bronioznawcy, bliższa nam jest prowincja północno-wschodnia obejmująca Niemcy i kraje Skandynawii*.
Próbka, na podstawie której Nadolski i Głosek napisali powyższe, to 69 mieczy zlokalizowanych do roku 1970 (rok wydania pracy) w polskich muzeach i prywatnych kolekcjach. 69 to w sumie niewiele, powie ktoś. Zobaczmy więc, jak wyglądała ta kwestia na skalę całej Europy Środkowo-Wschodniej.
Marian Głosek w swojej pracy z 1984 r. uwzględnił 443 miecze z terenów Polski, Czechosłowacji, NRD i Węgier. Tabelę z rozkładem typologicznym i chronologicznym zamieszczam poniżej:
Jak widać, popularne wśród polskich odtwórców dzięki popularności opracowań Oakeshotta typy XIV, XV i XVI w naszym zakątku Europy nie przyjęły się w ogóle. Na 443 sztuki znaleziono ich odpowiednio 3,4 i 3 sztuki. Zdecydowanie najpopularniejsze natomiast (mowa o przedziale XIV-XV w, powiedzmy “okołogrunwaldzkim”) okazują się… ciężkie i nieporęczne “półtoraki”, typ XIIIa i XVIa - stanowiące 30% wszystkich znalezisk z tego obszaru i ponad 70% z okresu XIV w.. Przy czym - są to typy bardzo pokrewne, typ XVIa jest właściwie kontynuacją XIIIa wynikłą z ewolucji zbroi kolczej w kierunku płytowej, wymagającej przejścia od tzw “cięcia przełamującego” do pchnięć.
Występujące w omawianym okresie również częściej niż śladowo typy XVII i XVa to również półtoraręczne miecze wielkie.
Dla nieobeznanych z typologią Oakeshotta krótkie wyjaśnienie - miecze powyższych typów to potwory o głowniach długości 80-100cm, z półtoraręcznymi rękojeściami, najczęściej prostymi jelcami i dyskoidalnymi głowicami. Różnią się od siebie kształtem głowni - XIIIa ma ją szeroką, o prawie równoległych krawędziach tnących, ze zbroczem nieprzekracząjacym połowy długości; XVIa jest podobny, ale bardziej spiczasty, o przekroju spłaszczonego sześcioboku lub z wyraźną granią poniżej zbrocza; XVII, również przystosowany do kłucia, nie posiada zbrocza i na całej długości ma przekrój spłaszczonego sześcioboku**.
Przyznam, że powyższe rewelacje były dla mnie zaskoczeniem. Okazuje się bowiem, że najczęstszy na turniejach obraz rycerza z jednoręcznym mieczykiem 1,1kg i głownią długości 60-70cm, czy podobnych gabarytów tasaczkiem, nie bardzo ma poparcie w materiale źródłowym, a forsowana przez większość polskich bronioznawców teoria “cięcia przełamującego”, czyli, po ludzku, jebnięcia zza głowy, wcale nie musi być li tylko teorią jajogłowych profesorów.
*Ciekawe wyniki mogłoby tu wnieść przejrzenie pod tym kątem nagrobków z Bildindexu, ale żeby były one coś warte, trzeba by to zrobić dokładnie, z mierzeniem długości mieczy (choćby z proporcji do postaci) i statystykami, czego mi się robić nie chce. Przynajmniej na razie. Przejrzałem jednak swoje zbiory i faktycznie, liczba mieczy właśnie długich, z półtoraręcznymi rękojeściami rzuca się tam w oczy.
**Mógłbym zamieścić do powyższego ilustracje, ale bez przesady, nie będę podawał wszystkiego na tacy. Jak kogoś temat zainteresuje, to na dole podaję bibliografię, polecam dotrzeć i się zapoznać.
Bibliografia:
M. Głosek, A. Nadolski: “Miecze średniowieczne z ziem polskich”, Łódź 1970
M. Głosek: “Miecze środkowoweuropejskie z X-XV w.”, Warszawa 1984
E. Oakeshott: “Records of the Medieval sword”, Woodbridge 1991
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz