październik 10th, 2008
Wreszcie udało mi się zrobić fotki w MWP. Od 1 lipca wolno tam wchodzić z aparatem, pozwolenie kosztuje 5 zł - czyli niby Europa. Okazuje się, że dupa, nie Europa, bo nie wolno używać flesza… Każdy, kto był kiedyś w MWP (nieważne, czy niedawno, czy we wczesnej podstawówce - ekspozycja jest od lat niezmienna) wie, że wystawę średniowieczną maksymalnie zaciemniono - przypuszczalnie w celu stworzenia klimatu Wieków Ciemnych. No i zamysł się udał, ciemno jest tam całkowicie, niektóre eksponaty są kiepsko widoczne nawet gołym okiem, a co dopiero mówić o robieniu zdjęć z ręki bez lampy.
Ale ponieważ jestem nieustraszonym badaczem muzealnym, wziąłem ze sobą dziecko dla odwrócenia uwagi Pań Cerberek, i kiedy mały kawałek dalej ciągał za linki odgradzające gawiedź od XV-wiecznych zbroi kopijniczych i pokazywał pani, że chce obejrzeć armatę, ja otworzyłem ogień ciągły lampą błyskową. Udało mi się zrobić całkiem sporo zdjęć, zanim mnie spacyfikowano. Zrobiłem też dużo fotek bez lampy, ale wyszły tak, że szkoda w ogóle mówić. Następnym razem przyjdę ze statywem i latarką, ciekawe, co mi zrobią.
W sekcji mnie interesującej znajdują się trzy kolczugi - XIII-wieczny pełny komplet z kapturem i nogawicami i dwie kolcze “okołogrunwaldzkie”. Sporo jest tego jeszcze dalej, w późnym XV i XVI w., ale tam już moja lampa nie sięgnęła. Ale i bez tego wyniki łowów są bardzo interesujące. Przebrałem je oczywiście mocno, mając na względzie nikczemność swojego łącza internetowego, które puchnie przy przesyłaniu plików powyżej 100-200kb, toteż to co tu zaprezentuję to w sumie tylko zajawka - proponuję się przejść i obejrzeć na własne oczy.
1. Stopa nogawicy kolczej XIIIw:
Ogniwa dość spore, jak widać, okrągłe w przekroju, dość wyraźnie owalne - charakterystyczne spłaszczenie owalu na samym zakładzie może wynikać ze ściśnięcia końcówek ogniwa szczypcami, żeby lepiej do siebie przylegały i nie rozjechały się przy spłaszczaniu.
2. Kolcza z długim rękawem, na ekspozycji wystawiona w komplecie z zasłoną psiego pyska i białym napierśnikiem. Co ciekawe, powieszono ją na lewą stronę, główkami nitów do dołu:
Egzemplarz podobny do jednej z kolczug malborskich, które pokazywałem w poprzednim wpisie. Ogniwa zupełnie niekształtne, o płaskim przekroju.
3. Kolczuga bardzo ciekawa ze względu na rozmiar ogniw i grubość drutu. Nie udało mi się zrobić zdjęcia z jakimś przedmiotem dla ukazania skali, ale zerknijcie na materiał prześwitujący spod ogniw i jego splot. Użyty drut ma grubość co najmniej 2mm, a ogniwa średnicę powyżej 10mm:
W tym egzemplarzu widać dobrze, jak niedoskonały był drut ciągniony w Średniowieczu. Poza tym - ogniwa również niekształtne, owalne, ze wspomnianym wyprostowaniem krzywizny na zakładzie.
Mogę teraz pokazać wyniki swoich eksperymentów z zaginaniem ogniw po rozcięciu. Drut 1,2mm średnicy, nawijany na pręt 10mm, odpuszczany, zaginany szczypcami i rozklepywany bez żadnych specjalistycznych przyrządów - tylko młotek i kowadło:
Jak widać, efekty są podobne do numeru 2. Moim zdaniem jest to dowód na to, że jednak moje teoretyzowanie ma jakieś podstawy.
Żeby jednak nie popaść w samozachwyt, oto zdjęcie kaptura kolczego ze wspomnianego wyżej kompletu XIII-wiecznego. Ogniwa są na nim bardzo malutkie (5mm?), drut również bardzo cienki, toteż na pewno łatwo się odkształcał, ale w tym przypadku owale nie rzucają się już tak w oczy. Są, oczywiście, ale obok nich widać ogniwa, które wydają się całkowicie okrągłe:
Podobnie niejednoznaczny jest fragment plecionki kolczej znaleziony w masowych grobach pod Wisby, opisany w “Armour from the battle of Wisby” Bengta Thordemana:
Wnioski - trudno o jednoznaczne, kiedy nie mamy zachowanego warsztatu kolczużniczego. Myślę jednak, że udowodniłem to, co chciałem wykazać - że podobnie jak w przypadku wielu średniowiecznych artefaktów w kolczugach wyraźnie widać to, że były wykonywane ręcznie, z typowo średniowiecznym pragmatyzmem i innym od naszego podejściem do spraw symetrii i estetyki. I tego, myslę, powinniśmy się trzymać w rekonstrukcji.
Na koniec zaś - na zamieszczonych zdjęciach widać wyraźnie, że wszystkie ogniwa są nitowane. Zwłaszcza na tej wywróconej na lewą stronę. Jest to ciekawe zwłaszcza w przypadku tych XIII-wiecznych nogawic. Zakładając, że są one prawidłowo wydatowane (w co można i należy powątpiewać), byłby to ciekawy argument w dyskusji z prof. Szameitem.
Na tym temat kolczug kończę definitywnie. Chyba nic więcej tu już dodać nie mogę. W MWP ciekawych eksponatów jest bardzo dużo, ale napiszę o nich więcej, kiedy uda mi się zrobić porządny komplet zdjęć ze statywem i dobrym doświetleniem.
Fajny materiał. Byłem tam 2 dni temu i widziałem to samo. Wnioski na gorąco. Kółko kółku nierówne. Widać ręczną robotę. Nity bardzo małe i czasami prawie niewidoczne w odróznieniu od tego co dostajemy od hindusów. Są kolczugi nitowano sztancowane. W kolczugach z XVII w. każde kółeczko ma wybity napis. Robiono to tak jak się wybija monety.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń